4.08.2020

Gdybym zaś postarał się oderwać wzrok od swego pępka i rozejrzał się wokół siebie? Co bym zobaczył? Czy właściwie widzę cokolwiek, czy tylko patrzę?

Widzę opustoszałe pomieszczenia trzypiętrowej kamienicy, wypatroszone z ludzi i ich dźwięków, deszcz obija się równomiernym szmerem o szyby pomieszczeń, długie zimne schody prowadzą mnie do pełnej papierów piwnicy o grubych murach, która pachnie trutką na szczury. Jestem tu dzisiaj królem samego siebie. Używam urządzeń, którymi obstawiono biuro: drukuję ważne dla mnie artykuły, robię świeżą kawę, nie włączam zimnych świetlówek, lecz lampkę o ciepłym żółtym świetle stojącą na moim biurku. Nikt mnie nie niepokoi. Nie mam żadnych zobowiązań, którymi musiałbym się natychmiast zająć. Nikt nie dzwoni, nie dostaję ani jednego maila. W takich warunkach mógłbym pracować, niczym Borges albo Larkin, mógłbym być bibliotekarzem w tej bibliotece bez książek, otoczony aktami osobowymi moich bohaterów.

Z okien widzę ruiny gotyckiego kościoła, ceglanej hali o łukowych przęsłach. Niebo jest zimne i szare, nie wypuszcza mnie dzisiaj na obiad. Otwieram okno i strużka wody spływa na skaner, energicznie wycieram go własnym rękawem. Rozglądam się po ulicy, pustej, ciągnącej się rzędem historycyzujących XIX-wiecznych kamienic, zamkniętej burym cielskiem peerelowskiego bloku. Gdy przyglądam się tak uważnie i w oderwaniu od przeszłości i przyszłości, widzę wyraźniej swoje wnętrze, w którym odbija się niebo, kościół i brukowana ulica.

Widzę ludzi w autobusie, trzech mężczyzn, których nic nie łączy poza tym, że każdy z nich używa, z powodów pozornie różnych, a jednak identycznych, słowa „kurwa”, głośno i wyraźnie, podkreślając z lubością „r”. Poza tym autobus jest pusty. Czy po mieście poruszają się ostatnio jedynie wkurwieni mężczyźni, w pomarańczowych adidasach, albo brudnej kurtce? Kiedy bóg opuścił to miasto? Widzę Polskę rodem z Fallouta, z sunącymi leniwie gnollami. Dopóki nie drażnisz ich tęcza, pozostają w miarę spokojni, a kurwy opuszczające ich usta działają na ciebie kojąco, bo wiesz, że kurwy te świadczą o tym, że nic się tu nie zmienia, że ten świat jest przewidywalny w swojej przaśnej bylejakości, że jeżeli wtopisz się, zastosujesz mimikrę, pozostaniesz bezpiecznym elementem krajobrazu. Byle się nie wyróżniać.

Widzę, pozostając osobnym, unoszę się niczym dron nad tym miastem, niczym bezosobowy narrator, nie zwróciłbyś na mnie uwagi, i tak na nic nie zwracasz uwagi, jak większość obywateli tego państwa zajęty bezustannie swoją nienazwaną frustracją, z której nic nie rozumiesz.



10 komentarzy:

  1. Robi się ciekawie. Coraz bardziej mi się Twój blog podoba.
    Dałbym Ci buziaka w podziękowaniu, gdybyś nie był tak niedostępny :*
    Anonim1

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekstem ściągasz kochanków. / pierscieniesaturna

    OdpowiedzUsuń
  4. Zejdź z tych obłoków językowej finezji na poziom trawnika i zabawmy się niczym dwa króliki na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Językowa finezja", jak mi miło! Ale to pewnie ironiczne.

      Usuń
    2. Ale powinieneś mieć też świadomość, że onieśmielasz tym czytelników, którzy nie wiedzą, jak te twoje teksty skomentować, żeby nie wyjść na niedouczonego głupka :D

      Usuń
  5. Otóż mylisz się, niecnych motywacji u mnie się doszukując.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.