26.07.2020

Po co pisać, jeśli ma się jedynie te smęty do dyspozycji? Żyję w intermezzo, w stanie zawieszenia, czekam przede wszystkim na wrzesień, kiedy rozstrzygną się istotne sprawy zawodowe, zakochać się w tej chwili tak naprawdę nie chcę, bo potrzebuję znacznego poczucia kontroli nad swoim smętnym życiem. Zanim spróbuję kogoś pocałować, muszę wyrwać resztę ósemek, przy których tworzą się stany zapalne, co, jak przypuszczam, nie pachnie zachęcająco. Takie to pragmatyczne sprawy dzielą mnie ode szczęścia i spełnienia. Te parę miesięcy bez sportu spowodowało pewne sflaczenie cielesne, a i tym nie chciałbym zmuszać nikogo do próby „akceptacji”. Nie chcę być „akceptowany”, tylko bezwarunkowo pożądany i śmiało napiszę, że nie jest to tak znowu nieosiągalne. Alergia w te wakacje dotknęła wyjątkowo srogo mojej cery, prawdopodobnie powinienem zmienić leki. Wszystko to sprowadza się do tego, że do września, kiedy doprowadzę się do jako takiego stanu, nic szczególnego się nie wydarzy, będę jedynie wisielczo krążył rowerem po mieście i jego okolicach, chodził codziennie na siłownię i basen, czytał jakieś starcze książki, w których mędrcy mierzą się z tematem nieuchronnej śmierci. Coś tam będę sobie wspominał, czasem się onanizował i rozmawiał przez telefon. Jeśli spodziewasz się, niemrawy czytelniku, opisów seksu oralnego i analnego, srogo się zawiedziesz. Najlepiej w tej chwili przerwij lekturę i poszukaj sensacji gdzie indziej.

Ten weekend, na przykład, minął mi w towarzystwie średnio znajomych pań 50+, u których spędziłem przyjemne popołudnie na działce. Pielęgniarka z potrzebą opowiedzenia mi ze szczegółami absolutnie wszystkiego o sobie, i ta druga, która zajmuje się trudno powiedzieć czym. Proszę nie zadawać pytań, skąd je znam. Po prostu znam. Pogryzły mnie komary, koleżanki się spiły winem, zmęczyłem się śledzeniem zawiłości życia pielęgniarki podrygującej w tańcu świętego Wita dla obrony przed komarami i zmyłem się. Spuchła mi prawa strona twarzy, co może oznaczać suchy zębodół po ósemce. We wtorek wizyta kontrolna. Wieczorami rozległe objazdy rowerowe, śledzenie niemieckiej przeszłości Ziem Odzyskanych, zapisanych w rozlatującej się architekturze i zarosłych pomnikach. Zachody słońca z wiatrem we włosach, najlepsze momenty dla refleksji. Paląca potrzeba pojechania gdzieś, gdziekolwiek, choćby i do Łodzi, do Poznania, niechby i nawet do Kutna albo Radomska, po prostu gdziekolwiek. Oszczędzanie z myślą o kolejnych interwencjach dentystycznych.

Książki. „Wyznania maski” do dupy, nudne, młodzieńcze, bez szans na wydanie w Polsce gdyby nie późniejsza twórczość Mishimy. Ukończony czwarty tom memuarów Maraiego, co ważniejsze ustępy epickiej mądrości podkreślone ołówkiem dla pamięci. „Lis” Dubrawki wspaniały, Dubrawka nigdy nie zawodzi, mądre, przemyślane, dzisiaj się już tak nie pisze. „Wiek męski” Leirisa infantylny, dziwna sprawa. Teraz nie wiem po co sięgnąć, boję się rozczarowań, mam swoich ulubionych autorów, których poziom znam, którzy mnie nie rozczarują. Współczesna produkcja literacka ciężka do rozeznania, strach, że to przede wszystkim marketing, chwilowe mody.


5 komentarzy:

  1. To nie jest taka zła wizja, nawet te rozmowy i autoerotyzm mogą sprawić przyjemność i frajdę. Brzmisz tak, jakby te ósemki promieniowały na całe Twoje życie. A nawet zachód słońca miałeś dzisiaj piękny.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten onanizm to raczej figura retoryczna. Również pozdrawiam, mój jedyny czytelniku.

      Usuń
    2. "Jedyny"? Na miejscu Hebiusa strzeliłbym focha. ;-)

      Usuń
    3. Hebius obraził się, bo nie odpowiedziałem mu na pytanie, kto zrobił kompot z rabarbaru i już mnie nie czyta...

      Usuń
    4. Czytam, ale po cichu. Moje komentarzy nie pasują do tego bloga.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.