Z początkiem sierpnia zaczyna się najlepsza część roku. Cztery najlepsze miesiące, wolne od presji entuzjazmu z powodu oczekiwanych atrakcji, pozwalają być smutnawym bez wyrzutów sumienia. Sierpień, wrzesień, październik, listopad. Wszelkie zjawiska pogodowe w tym czasie wydają się mieć uzasadnienie i być na miejscu. Grudzień jest jeszcze w miarę ok, podobnie jak styczeń, jeśli przynosi mrozy, luty zaś jest nieodwołalnie paskudny, podobnie jak marzec, kwiecień przynosi rozczarowania i początek alergii. Od maja do lipca coś mnie od środka rozpiera, gryzie mnie niepokój, spodziewam się, oczekuję czegoś wyjątkowego, co zwykle nie następuje, toteż zamęczam się myślami o swoich prawdziwych i zmyślonych brakach, i tym, że powinno być inaczej niż jest, bo jest byle jak. Ciągle jakoś nie tak.
Sierpień nosi już piętno schyłkowości, dekadencji końca lata. Uwielbiam to, że dni stają się coraz krótsze, bo jestem zwierzęciem nocy i wraz ze zmierzchem ożywiam się i zaczynam interesować wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Koniec dnia na koniec lata, wtedy wszystko jest możliwe, bo już niczego nie trzeba. I jesień, najlepsza pora roku. Tak naprawdę nigdy nie lubiłem nosić letnich ubrań i z radością witałem co roku ciężką garderobę. Jesienią wyglądam zdecydowanie korzystniej niż w szczycie sezonu alergii. Dwukrotnie usiłowano mi wmówić, że powinienem ubierać się „jak młody człowiek”, tudzież „jak pedał”, co zaowocowało tym, że w dwóch falach zakupiłem naręcza kolorowych koszulek, w których nigdy nie chodzę, wywinąwszy się skutecznie ze szponów arbitrów elegancji. Wakacyjny ubiór odmładza, a ja wcale tego nie chcę. Żenują mnie dorośli mężczyźni usiłujący udawać podlotków, chodzący w kolorowych bluzach, zawsze chętni na zabawę w „na ile lat wyglądam”? Tabu starzenia się. Gejowska wieczna młodość. Jaka to ulga, jaki spokój nie uczestniczyć w tych rytuałach, założyć na siebie szary płaszcz i czarne zimowe buty na grubej podeszwie. Unikam też triumfującej od jakiegoś czasu wśród znajomych mody na koszule w kwiatki.
Paradoks: jesień jest możliwością dlatego, że tak jej nie postrzegam. Z krótszymi dniami nadchodzi spokój. Każdy cieplejszy dzień przyjmuję z wdzięcznością, jak niezasłużony prezent. Uwielbiam też jesienne deszcze. Uwielbiam wizualną stronę jesieni, barwy koron drzew, mgłę i wilgoć. Lubię nosić parasol, lubię wracać do domu. Lubię zakładać na siebie kolejne warstwy ubrań, lubię grube swetry. Bardzo lubię kontrast nagości i bycia ubranym, lubię czuć się rozebrany przy kimś ubranym i na odwrót, być ubranym przy kimś nagim. Jedno z najlepszych wspomnień: w listopadzie przemoczony brnę wieczorem przez błotnisty park do mieszkania mojego chłopaka, z którym łączy mnie płomienny romans, a kiedy wchodzę do środka, zostaję rozebrany, siadam na podłodze otoczony jego udami, podczas gdy on suszy moje włosy suszarką, to ciepłe powietrze na moim ciele, ciepło jego mocnych nóg. Skręcam się teraz z zazdrości na myśl o tym: oczywiście w myślach najczęściej na niego narzekałem, a teraz, po paru latach, taka wypełniona uczuciem sytuacja wydaje się być czymś z innego wszechświata, takie rzeczy dzieją się gdzieś, gdzie indziej, mi niedostępne. Nie mam teraz w sobie tej beztroski. Poza tym spotkać interesującego mężczyznę przekroczywszy trzydziesty rok życia to jak wygrać totka, ci z potencjałem, ludzcy, otwarci, empatyczni, są już w szczęśliwych związkach, w których mogą spokojnie tatusieć. Zostali problematyczni, z deficytami osobowości, konfliktowi, narcystyczni. Nie dbający o siebie, albo dbający przesadnie. Notorycznie próbujący wymusić coś na innych. Uzależnieni. Finansowo niewydolni. Pragnący, żeby ktoś za nich rozwiązał ich problemy.
Wieczorami wysiaduję na balkonie nic nie robiąc, myśląc, patrząc w niebo. Jestem spokojny.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem na sobie sweter. Teraz nawet zimą wystarczy założyć grubszą flanelową koszulę pod kurtkę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem i pomyślałem, że Ty to jednak lubisz szukać usprawiedliwień w przyczynach zewnętrznych. Zawsze coś, a to deficyt, a to nadmiar, oczywiście u kogoś i dlatego nikt się nie może wstrzelić.
OdpowiedzUsuńE tam, wcale nie. Sam przecież jestem w tym zbiorze gejów po 30stce z zagadkowych powodów pozostających samotnymi. Zapewne nie wynika to z mojej doskonałej nieskazitelności.
UsuńNie z zagadkowych - sam zniechęcasz się do ludzi skupiając się na ich wadach i niedoskonałościach. To rodzaj samospełniającej się przepowiedni. Jak rozwinąć skrzydła, gdy skalpelem swojej oceny podcinasz je komuś zanim zdąży je rozłożyć i wzbić się do lotu?
OdpowiedzUsuń