Stopniowy powrót do pracy, w której i tak nie ma wielu zajęć. Następne miesiące będę tam co drugi dzień, co bardzo mnie urządza. Wszystko zapowiada świetne wakacje, choć bez wyjazdów. „Wakacje w mieście”, jakbym znowu był nastolatkiem. Jest mi z ta myślą dobrze, brak presji na wyjazdy zagraniczne, które w moim przypadku nigdy nie są po prostu odpoczynkiem, jakimś folderowym leżeniem w hamaku, tyko pracą innego rodzaju, niekończącą się próbą dorównania marzeniom o tym, jaki mam być, kim powinienem być, co powinienem wiedzieć, narosły przez lata garb „zainteresowań”, który wymaga odwiedzin galerii malarstwa, muzeów designu, wizyt w jakichś zamkach i pałacach, najlepiej w Lombardii, Brabancji albo na Peloponezie. Ja to wszystko lubię, tęsknie za tym, zarazem jest mi dobrze z tym, że w tym roku jestem z tego zwolniony.
W drodze do pracy, w pracy, w przerwie na lunch w pobliskich lokalach nikt nie przestrzega przepisów. Czuję się jak frajer zakładając na siebie maskę za każdym razem, gdy wchodzę do sklepu, czy do restauracji, bo nikt tego poza mną nie robi, jedynie obsługa czuje się zobowiązana. Od poniedziałku mają być otwarte siłownie i baseny, ale brak jakiejkolwiek informacji na ten temat na ich stronach. Nosi mnie, mam ochotę jeździć tam codziennie. Przez ostatnie 3 miesiące nie wykonywałem żadnych ćwiczeń fizycznych. Jestem przyzwyczajony mieć na to wydzielony czas i miejsce, wiąże się to z wyjściem z domu, to taki rytuał, do którego nie miałem dostępu. Poza rozciąganiem nic. I tak jestem zdziwiony, że przytyłem może z 2 kilo, zjadłem tyle czekolady przed ekranem komputera, że powinienem przytyć 10.
Ładna pogoda zachęca do wyjścia, co też niebawem uczynię. Przeczytałem i obejrzałem przez te 3 miesiące wystarczająco dużo, żeby dotarło do mnie, że naprawdę nie muszę niczego „nadrabiać” (pisałem już o tym), co więcej w obecnej sytuacji, w tym punkcie życia, czytanie jest stratą czasu, marnowaniem możliwości. Dużo ważniejsze jest pisanie, a nie robienie tego to przejaw skłonności autoagresywnych. Jeśli się przestanie, trudno wrócić. Dlatego nie należy przestawać. Jedno z zadań na te wakacje: znalezienie swojego stylu.
Właściwie nie rozumiem tych ludzi z aplikacji, nie mam w tym doświadczenia. Mam wrażenie, że mają ochotę w nieskończoność wymieniać krótkie wypowiedzi tekstowe zamiast po prostu spotkać się i porozmawiać. Mnie to nuży, nudzi. Wymusza bezustanne zaglądanie do telefonu, jakbym był tylko kolejną jego funkcją, która uruchamia się na dzwonek, jak pies Pawłowa. To jak powolne, stopniowe blendowanie mózgu. Jestem z tych, którzy pamiętają świat bez dotykowych ekranów i jakoś było mi lepiej w tamtym świecie, mniej nerwowo.
Wychodzi na to, że do spotkań zmuszasz się tak samo jak do zwiedzania i siłowni. Teraz Cię nosi, narzekasz na brak ćwiczeń, a wcześniej pisałeś: "Trzeba być zajętym. Dajmy na to: ten idiotyzm chodzenia na siłownię. Zgodziłem się na to, choć wiele lat się temu opierałem. Poddałem się oceniającemu spojrzeniu, sprowadziłem siebie do roli obiektu. Wytłumaczyłem to sobie tak: muskulatura jest oznaką dyscypliny. Musi mi się coś w końcu udać, więc niech będzie to imponujący biceps. Biceps ten jest znakiem, który oto teraz obnoszę przed wami, widzami: znajcie moje opanowanie, męskość, systematyczność, wyrzeczenie. Pożądajcie, zazdrośćcie."
OdpowiedzUsuńI to wieczne malkontenctwo. Że też na grindrze nie siedzą poeci albo przynajmniej poczatkujący prozaicy. Równie dobrze w pijalni wódki można kręcić nosem i tęsknić do lokalnej winnicy, w której sommelier roztoczy przed nami opowieść o smakowanym winie.
To wszystko są Twoje decyzje, i Twoje wybory, więc nie przenoś na innych ich niedopasowania do Twoich oczekiwań. Zawsze możesz coś zmienić, ale czasami lepiej przenieś odpowiedzialność na okoliczności, czasy lub "złych" ludzi.
Dziękuję za tak wnikliwą lekturę, jestem speszony.
UsuńAha.
OdpowiedzUsuńTeż chcę na siłkę.
OdpowiedzUsuń