W
końcu odezwałem się do kogoś na grindrze, po miesiącu jeżdżenia
kciukiem w górę i w dół. Co teraz z tym zrobić, skoro nie można
się spotkać na kawę, nie można wyjść do kina? Pan jest
postawny, męski, przedsiębiorczy, starszy ode mnie... Przypomina mi
to moją ostatnią randkową historię, która nie skończyła się
dobrze, bo nie lubię, jak ktoś zaczyna dyktować mi co mam zrobić
ze swoim życiem, a do tego ma ciężką rękę. Okazało się, że
mamy podobne zainteresowania. Po zapoznaniu się z odpowiednimi
profilami w mediach społecznościowych skupionych wokół filmowej
tematyki uznałem, że warto wymienić się treściami umysłowymi, z
wymianą płynów zaś dla odmiany znacznie się wstrzymam, bo
ostatnim razem to jakoś za szybko poszło i też mi się to nie
spodobało. Postanowienie jest takie: trzymać dystans. Odnosić się
z rezerwą. Pozostawać sceptycznym najdłużej jak się da. A jak
się okaże, że przemocowy pojeb, to uciekać w podskokach. Coś
mnie jednak kręci w tych przedsiębiorczych samcach co to się nie
certolą, bo to jak igranie z ogniem. Jakoś się zgadaliśmy, że
będziemy równolegle czytać Xięgi Jakubowe, ale się wkopałem. No
więc czytam codziennie te xięgi tokarczukowe, takie
fantastyczno-przygodowe, żeby się nie okazało, że jestem lama,
która jedną książkę czyta dwa miesiące. Wypada mówić, że to
takie wybitne osiągnięcie, że taka tytaniczna praca... Ale ten
styl, to opisywanie świata poprzez zapachy wychodzi mi bokiem. O,
taki arogancki jestem!
Od
jutra do pracy w kominiarce, którą sobie zamówiłem zdalnie.
Sportowa, lekka, z przewiewnego materiału, zapewne przed niczym nie
chroni. Ale tu bardziej niż o jakąkolwiek ochronę chodzi o
dyscyplinę, mamy być karni, mamy pokazać, że przestrzegamy zasad,
nie wywołując nerwowości otoczenia. A o tę nietrudno. Parę dni
temu wracałem szutrową ścieżką szeroką na 2 metry, wzdłuż
torów kolejowych. Jechałem rowerem. Kobieta idąca z naprzeciwka
już widząc mnie 100 metrów przed sobą szeroko rozstawiła
ramiona, dyndał na nich papier toaletowy, po obu stronach.
Zamaseczkowana, choć jeszcze takiego obowiązku nie było. Zbliżając
się do niej zaobserwowałem rosnącą nerwowość wyrażaną poprzez
gesty, skłaniające mnie, żebym w ogóle z tej ścieżki zjechał.
I tak idzie i machą tą srajtaśmą, jakby była ożywionym
semaforem. Cudem przeżyła, unikając zarażenia wirusem, gdy
mijałem ją w odległości 1,5 metra.
W
ogóle dziwne zachowania ludzkie z okazji epidemii, teraz mi się
przypominają. Stałem przed północą w niezbyt długiej kolejce do
biedronki. Wyszła ze środka kasjerka i mówi babce przede mną, że
teraz nikt nie wejdzie, bo kasy zamykają na 15 minut. A ta się
zaczęła unosić, coś perorować, że no nie, tak nie może być,
taka podniecona. Czym tu się podniecać? Podszedł do niej jej
partner i to razem przeżywali, że muszą tu postać trochę dłużej.
Później w alejkach sklepowych natknąłem się na nich, jak dla
odmiany przeżywali ceny makaronu. Jeśli takie rzeczy doprowadzają
ludzi do pasji, to co się stanie, gdy naprawdę coś się stanie? W
takich chwilach moje myśli kierują się ku konstatacji, że
wytworzyliśmy sobie, jako ludzie, środowisko, które wydaje nam się
w miarę stabilne, ale tak naprawdę to jest domek z kart. A
najsłabszym elementem są nasze, ludzkie, nerwy.
Kominiarka przy majowych upałach może być średnim rozwiązaniem. To ja już wolę chustkę babki :D
OdpowiedzUsuń