21.04.2020


Co robię?
Przez pół dnia czytam Tokarczuk. Idzie mi to całkiem sprawnie, gdyż jest to czynność zastępcza. To znaczy, że powinienem zajmować się czymś innym, na co nie mam ochoty, więc to, co akurat robię wydaje mi się być całkiem atrakcyjne. Powinienem w końcu włączyć komputer i zająć się pracą, której nie ma dużo i która nie jest ciężka. Lecz nie chce mi się. Księgi Jakubowe sponsorowane są przez „zdziwione konie” i „gęsi smalec”. Zdziwiony koń pojawia się średnio raz na 100 stron, gęsi smalec raz na 40. Jest to mistrzowskie oddanie realiów epoki, w której konie były bardzo zdziwione a gęsi smalec dobry na wszystko. I tak od herbaty do kawy, od kawy do herbaty aż słońce schowało się za sąsiednim blokiem o 18:20 i poczułem się zwolniony z czytania narastającą głupawką.
Bardzo jestem ostatnio kulturalny. Czytam i oglądam. Nie wychodzę z domu. Włączam muzykę i spaceruję w kółko. Wybuchy entuzjazmu, bo przecież taki jestem kulturalny, przerywają napady lekkiej paniki. Jak na przykład wtedy, gdy otwieram losowo „Tragiczne dzieje...” Muschga i trafiam na ustęp o związkach literatury i szaleństwa, i zaraz się czuję szalony, zaraz mam poczucie, że cała ta kultura to wariactwo i sposób na uniknięcie czegoś. Nawet nie mam na myśli siebie, tylko świat cały, zamieram zmartwiony losami świata. Z marazmu wytrąca mnie pomysł, by napić się musującej witaminy C, i w tym momencie znów wpadam w lekki zachwyt, gdyż to takie zdrowe. Lekarstwem na szaleństwo świata, szaleństwo literatury okazuje się być witamina C. Rozwiązanie cały czas było pod ręką! Piję kontent, głaszczę się zadowolony po brzuchu, zaczynam już lekko tęsknić za zdziwionymi końmi, po głowie chodzi mi gęsi smalec.
Podejmuję działania mające na celu wyciągnięcie mnie z czarnej dupy, w którą trafiłem przez sam fakt narodzin. Już pierwszego dnia mojego życia miałem zaległości. Już byłem w tyle. Bardzo byłem niewykształcony, w ogóle nie kulturalny. No i ta presja seksu, jak jakiś pieprzony rytuał inicjacyjny, jakbym musiał sobie pokazać, że już jestem dorosły. Jakby nie można było spędzić życia przed telewizorem. Przecież niektórzy tak robią, i co, cierpią z tego powodu? Zupełnie są zadowoleni! Trochę się niepokoją gdy na horyzoncie majaczy śmierć, ale i na to znajdą się odpowiednie zagłuszacze. Nikt nie ma już obowiązku zajmowania się swoim życiem, gdy można zajmować się zmyślonym życiem innych. Coś mnie musiało mocno ugryźć w dupę, skoro się tak kręcę niespokojnie. Może to ten cały homoseksualizm?
Więc nadrabiam zaległości. Postanowiłem w końcu zapoznać się z klasyką filmową, bo zawsze coś mi w tym przeszkadzało. W piątek trzy filmy Antonioniego, w sobotę trzy Tarkowskiego, w niedzielę cztery Kurosawy, wczoraj jeden Malle. Do mojej babki cały dzień mówią piastowscy książęta i tureccy sułtani, do mnie zaś wdzięczą się Monica Vitti i Alain Delon. Moja babka sprawia sympatyczne wrażenie, ja zaś zachowuję się, jakby świat powstał tylko po to, żeby mi zrobić na złość.

5 komentarzy:

  1. Od nadmiaru klasyki nabierzesz zapachu starej szafy i będziesz nim tracił. Wystarczyło poprzestać na Tarkowskim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z ambitnego planu obejrzenia "Sklepu przy głównej ulicy" przerzuciłem się na "Godzinę pąsowej róży", a ostatecznie i tak włączyłem kolejny odcinek "Grimma", bo na nic lepszego nie mam chęci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Unikam seriali, chyba że coś mi znajomi reklamują jako genialne. Szkoda czasu!

      Usuń
    2. Moją babkę sąsiadka, gdy ją zastawała przy czytaniu, pytała niezmiennie: Nie szkoda ci oczu?

      Biedak żywiący się suchym chlebem bardziej doceni ten jeden raz, gdy będzie miał okazję kawior popijać szampanem, od bogacza, który kawior żre non stop.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.