Co
robię?
Przez
pół dnia czytam Tokarczuk. Idzie mi to całkiem sprawnie, gdyż
jest to czynność zastępcza. To znaczy, że powinienem zajmować
się czymś innym, na co nie mam ochoty, więc to, co akurat robię
wydaje mi się być całkiem atrakcyjne. Powinienem w końcu włączyć
komputer i zająć się pracą, której nie ma dużo i która nie
jest ciężka. Lecz nie chce mi się. Księgi Jakubowe sponsorowane
są przez „zdziwione konie” i „gęsi smalec”. Zdziwiony koń
pojawia się średnio raz na 100 stron, gęsi smalec raz na 40. Jest
to mistrzowskie oddanie realiów epoki, w której konie były bardzo
zdziwione a gęsi smalec dobry na wszystko. I tak od herbaty do kawy,
od kawy do herbaty aż słońce schowało się za sąsiednim blokiem
o 18:20 i poczułem się zwolniony z czytania narastającą głupawką.
Bardzo
jestem ostatnio kulturalny. Czytam i oglądam. Nie wychodzę z domu.
Włączam muzykę i spaceruję w kółko. Wybuchy entuzjazmu, bo
przecież taki jestem kulturalny, przerywają napady lekkiej paniki.
Jak na przykład wtedy, gdy otwieram losowo „Tragiczne dzieje...”
Muschga i trafiam na ustęp o związkach literatury i szaleństwa, i
zaraz się czuję szalony, zaraz mam poczucie, że cała ta kultura
to wariactwo i sposób na uniknięcie czegoś. Nawet nie mam na myśli
siebie, tylko świat cały, zamieram zmartwiony losami świata. Z
marazmu wytrąca mnie pomysł, by napić się musującej witaminy C,
i w tym momencie znów wpadam w lekki zachwyt, gdyż to takie zdrowe.
Lekarstwem na szaleństwo świata, szaleństwo literatury okazuje się
być witamina C. Rozwiązanie cały czas było pod ręką! Piję
kontent, głaszczę się zadowolony po brzuchu, zaczynam już lekko
tęsknić za zdziwionymi końmi, po głowie chodzi mi gęsi smalec.
Podejmuję
działania mające na celu wyciągnięcie mnie z czarnej dupy, w
którą trafiłem przez sam fakt narodzin. Już pierwszego dnia
mojego życia miałem zaległości. Już byłem w tyle. Bardzo byłem
niewykształcony, w ogóle nie kulturalny. No i ta presja seksu, jak
jakiś pieprzony rytuał inicjacyjny, jakbym musiał sobie pokazać,
że już jestem dorosły. Jakby nie można było spędzić życia
przed telewizorem. Przecież niektórzy tak robią, i co, cierpią z
tego powodu? Zupełnie są zadowoleni! Trochę się niepokoją gdy na
horyzoncie majaczy śmierć, ale i na to znajdą się odpowiednie
zagłuszacze. Nikt nie ma już obowiązku zajmowania się swoim
życiem, gdy można zajmować się zmyślonym życiem innych. Coś
mnie musiało mocno ugryźć w dupę, skoro się tak kręcę
niespokojnie. Może to ten cały homoseksualizm?
Więc
nadrabiam zaległości. Postanowiłem w końcu zapoznać się z
klasyką filmową, bo zawsze coś mi w tym przeszkadzało. W piątek
trzy filmy Antonioniego, w sobotę trzy Tarkowskiego, w niedzielę
cztery Kurosawy, wczoraj jeden Malle. Do mojej babki cały dzień
mówią piastowscy książęta i tureccy sułtani, do mnie zaś
wdzięczą się Monica Vitti i Alain Delon. Moja babka sprawia
sympatyczne wrażenie, ja zaś zachowuję się, jakby świat powstał
tylko po to, żeby mi zrobić na złość.
Od nadmiaru klasyki nabierzesz zapachu starej szafy i będziesz nim tracił. Wystarczyło poprzestać na Tarkowskim.
OdpowiedzUsuńDobrze znać trochę klasyki.
UsuńJa z ambitnego planu obejrzenia "Sklepu przy głównej ulicy" przerzuciłem się na "Godzinę pąsowej róży", a ostatecznie i tak włączyłem kolejny odcinek "Grimma", bo na nic lepszego nie mam chęci.
OdpowiedzUsuńUnikam seriali, chyba że coś mi znajomi reklamują jako genialne. Szkoda czasu!
UsuńMoją babkę sąsiadka, gdy ją zastawała przy czytaniu, pytała niezmiennie: Nie szkoda ci oczu?
UsuńBiedak żywiący się suchym chlebem bardziej doceni ten jeden raz, gdy będzie miał okazję kawior popijać szampanem, od bogacza, który kawior żre non stop.