Nareszcie
doszła paczka z książkami. Idę do paczkomatu w ostatnich
promieniach czerwonego słońca, jest chłodno. Na długiej ulicy
otoczonej blokami nie widzę nikogo. Jest zupełnie pusto. Przejeżdża
samochód straży miejskiej, przez głośnik idzie zachęta do
niewychodzenia z domów. Jestem jedyną osobą w zasięgu wzroku,
więc to jest komunikat kierowany do mnie. Samochód mija mnie i głos
cichnie.
Cały
dzień lektury przerywanej posiłkami. Nikogo mi nie brakuje. Podoba
mi się, że nie muszę się kąpać. Jeszcze nie osiągnąłem stanu
utraty ego w lekturze, ale pracuję nad tym. Dzisiaj Agata Sikora i
Newsweek, który kupuję raz do roku, na co dzień sięgając po
Politykę. Mam też Tygodnik Powszechny i weekendowe wydanie Gazety
Wyborczej. Nie mam nic innego do roboty a i tak brakuje mi czasu,
żeby uporać się ze stosem makulatury. Dzisiaj też 12 nowych
książek, w tym wspaniałe skarby: „Własny pokój” Virginii
Woolf, „Listy do młodego poety” Rilkego, eseje Pasoliniego.
Obserwuje
uważnie swoje stany psychiczne. Zastanawia mnie moja poczytalność,
aczkolwiek należy zaznaczyć, że mam tu dość wyśrubowane
standardy. Pytam sam siebie: po co to czytasz? Dlaczego akurat to?
Muszę sobie przypomnieć, kim jestem, to jest właśnie czas na to.
Zamierzam sięgnąć po moje stare blogi. Chciałbym sobie
przypomnieć, co to znaczy „mieć wyobraźnię”. W ostatnim
czasie moją osobowość kształtowały arkusze excela. Po kilku
dniach leżenia i czytania od samego doniesienia paczki z książkami
do mieszkania drżą mi ramiona i dłonie, i do tej pory nie mogą
się uspokoić. Mam wrażenie, że bezczynność mi służy i jest w
istocie czasem wielkiego czynu. Bardzo też się zrobiłem łakomy,
dużo jem i mało się ruszam. To by się zgadzało ze wcześniejszymi
obserwacjami: gdy ruszam się dużo – nie jestem głodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.