9.03.2020
Odbiór rzeczy odbył się w dość ponurej atmosferze. Moje delikatne próby rozładowania sytuacji nie spotkały się ze zrozumieniem. Jest to w pełni usprawiedliwione, trudno wymagać od P. dystansu. Wróciłem z winylem Kate Bush przyczepionym do rowerowego bagażnika do siebie. Na szczęście nie padało.
Spłynęło do mnie ostatnio nieco więcej kasy. Zamówiłem naraz 15 albo 16 książek. Myślę, że raz na pół roku można sobie na coś takiego pozwolić. Inna sprawa, że nie wiem za bardzo, gdzie te książki trzymać, bo nie mam już miejsca. Mam też pewne problemy z wygospodarowaniem czasu na czytanie. Czytaniu sprzyja samotniczy tryb życia, tzn. bez partnera. W trakcie dwóch miesięcy z P. nie przeczytałem ani jednej książki – po prostu nie było kiedy. Tęsknie za studiami, kiedy mogłem czytać bez ograniczeń. Życie bez tego jest płytsze. W ogóle dorosłe życie, obejmujące codzienne chodzenie do pracy nie sprzyja pogłębianiu wyobraźni i czucia. Jest to zgodne z moimi przewidywaniami. Można to jeszcze odkręcić, bo po co hodować w sobie stupor i pustkę? Trzeba mieć nieco odwagi. Można się z tym życiem jeszcze nieco pokopać.
Żyć się chce, bo wiosna za pasem. Dwa tygodnie na słonecznej wulkanicznej wyspie na przełomie lutego i marca uruchomiły we mnie ogromny entuzjazm do działania, przechodzący wręcz w niespokojne podniecenie i problemy ze skupieniem myśli. Na razie zaowocowało to dużymi porządkami w mieszkaniu. Właściwie też nosi mnie, żeby poznać kogoś nowego. Może przez grindra? Jeszcze nikogo w ten sposób nie poznałem. Mam na oku takiego Portugalczyka z sąsiedztwa, można by poćwiczyć angielski. W ogóle czuję się ostatnio taki dość atrakcyjny i nawet całkiem interesujący do poznawania, i to nawet pomimo tego, że przez 2 miesiące z P. przytyłem 4 kilo. Zacznie się jeździć do pracy na rowerze to się szybko schudnie. W ogóle polecam postawę pt. „chcesz to mieć? To se weź” (parafrazując Marię Czubaszek).
Piszę do znajomego Włocha z Mediolanu, z pytaniem jak mu się żyje w oku cyklony pandemii. Jest nauczycielem biologii i matematyki. Ma od dwóch tygodni wolne. Lekcji udziela przez skajpa. Nie narzeka, głodny nie chodzi. Chyba go jednak w tym roku nie odwiedzę.
W pracy mam do ogarnięcia zaległości pourlopowe. Jak się z tym uwinę to do jesieni powinien panować względny spokój. Poodbieram nadgodziny.
P. nauczył mnie paru cennych rzeczy. Np. że od osób zaburzonych psychicznie najlepiej uciekać w podskokach. Wchodzenie w głębsze interakcje, próby „pomocy” mogą zaszkodzić „pomagającemu”. To bardzo użyteczna postawa, nie przeczę. Można grzecznie zasugerować udanie się do odpowiedniego specjalisty, ale zaburzeni najczęściej nie będą mieli na to ochoty. A, dowiedziałem się też, że jestem dość zdrowy psychicznie. Miewałem co do tego wątpliwości, szczególnie ze względu na sprawy rodzinne, ale ta diagnoza względnego psychicznego zdrowia mi bardzo pomogła. To znaczy przede wszystkim, że nie należy bać się własnych marzeń, tzn. że ja nie powinienem się ich bać. Rzeczywiście warto zainteresować się kwestią kochania kogoś i bycia przez kogoś kochanym. To może być bardzo miłe i przyjemne. Ciężko mi się jednak zakochać. Nie można się zmusić do tego. Pozostaje spotykać ludzi i być szczerym względem nich i samego siebie. I może coś się w końcu wydarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.