W dniu wyborów prezydenckich upał. Wlekę się do komisji kupując po drodze loda na patyku. Dużo osób w kolejce do oddania głosu, ale nie w mojej, lecz sąsiedniej, mijam ją w pół-piruecie, pani wydająca kartę nie patrzy na mój dowód (dziwne). W domu piję kompot z rabarbaru i od rana czytam „Innych ludzi”. W listopadzie byłem w Nowym Teatrze na inscenizacji, która mi się nie podobała. Książka jest ok, nic oryginalnego tu o niej nie napiszę. U Masłowskiej podoba mi się gięcie i wymyślanie języka, w tym chyba też nie jestem oryginalny. Nie podoba mi się wyższościowe wyśmiewanie na wpół zmyślonej patoli, swoista eksploatacja.
Zbliża się burza. Wieczór wyborczy u L., z jego profesjonalnym komentarzem. Wielka ochota na jakąś kulturalną aktywność, wyjście do teatru czy filharmonii. To po wakacjach. Wielka ochota, żeby ruszyć tyłek gdzieś z tego miasta, do Krakowa czy Gdańska. Tymczasem ćwiczenia w cierpliwości.
Kompot z rabarbaru? sam gotowałeś?
OdpowiedzUsuńCzemu nie piszesz już?
OdpowiedzUsuńMoże nie mam nic ciekawego do napisania...
UsuńNieciekawe jest najciekawsze.
OdpowiedzUsuń