7.05.2020


W nowym mieszkaniu nie chodzę na bosaka, bo można w ten sposób podnieść stopę z przyklejoną do niej klepką. Kilkadziesiąt lat temu ktoś napracował się nad parkietem, z którego teraz łuszczy się lakier brudząc mi pościel. Podoba mi się widok z okna na trzecim piętrze, rozległa panorama kolejowych rozjazdów, pękata wieża ciśnień, rząd wysokich topoli, którymi targa wiatr. W mieszkaniu szumi przyrodą. Wieczorami słucham przetaczających się pociągów. To obce mi miejsce pełne jest wspomnień, moich wspomnień. Kolejowe odgłosy przywracają mi dzieciństwo u babki, rozpadający się parkiet jest dokładnie taki sam, jak w moim mieszkaniu na Żoliborzu. Tam też nie warto było chodzić na bosaka, jeśli nie było się fanem układania puzzli.
Po zmroku uprawiam osiedlowy flaneryzm, ustawiam bloki w modernistycznych kadrach mojego spojrzenia. Znam już lokalne mordownie, gdzie zaczerwienieni panowie przychodzą po pół litra nadziei. Wizerunkowo wpasowuję się w okolicę, ubrany na czarno, w bluzie z zamotanym wzorem, w czarnych pumach, w sportowej kominiarce ściągniętej za uszy, która zakrywając szczelnie szyję nadaje mi wygląd łobuza, zagubionego w tym blokowisku wysokiego, smukłego kowboja. Ze względu na przerośniętą grzywkę, która sięga mi już nosa, widać tylko moje oczy, uszy i dłonie i trudno cokolwiek orzec przyglądając się tym detalom, przynajmniej do czasu, aż się odezwę. W tym betonowym labiryncie będę szukał szczęścia, a znajdę to, co zawsze znajdowałem.
Przeszedłem już wszystkie etapy odosobnienia, od zachwytu po depresję, od energicznych porządków do wrzucania puszek po piwie za szafkę. Rozważam spotkanie z panem poważnym przedsiębiorcą, ale jak taki nieostrzyżony bym się prezentował. Jeżeli ktoś w moim wieku pokazuje się z taką szopą, to albo jest artystą, albo nie zorientował się, że przestał być twinkiem. Być może to tandetny obraz, ale to zatopienie w sobie przyprawia mnie o wewnętrzne wycie za miłością. Taki portret, jak namazany sprejem w pięć minut przez ulicznego kiciarza: za oknem księżyc, topole uginają się pod naporem wiatru, słychać stukot kół pociągu gdzieś w oddali i ja, z grzywką jak chłopiec z anime, emo-tęskniący za owłosionym przedramieniem smagłego mężczyzny.
Z przylepioną do pięty klepką.

1.05.2020


Melancholijny pierwsza maja, ostatni dzień w starym mieszkaniu. Rozmawiam ze swoim smutkiem. Uczę się go akceptować. Jest w tym rodzaj przyjemności, roztkliwienia, zamyślenia. Wszystko dotyka mnie dwa razy mocniej. Stoję przed lustrem i nachodzi mnie uczucie oderwania, widzę w lustrze twarz lalki, o równych rysach, bujnej czuprynie. Coś z dziecka w dorosłym mężczyźnie, twarz której można zaufać. Kilka dni temu zauważyłem po raz pierwszy leciutkie kreski na skórze rozpoczynające swój bieg przy kąciku oka, zalążki zmarszczek radości. Tokarczuk pisze: „ludzie dzielą się na tych, którzy mają poziome zmarszczki na czole, i tych, którzy mają je pionowe. Ci pierwsi są pogodni i przyjacielscy, lecz rzadko osiągają to, czego chcieli.” Rozpromieniam się, bo to musi być o mnie. I wolę mieć swoje poziome zmarszczki niż pionowe, których właściciele są „gniewni i porywczy, za to udaje im się zdobyć to, co sobie zamierzyli”. Bo, pomimo tego, co tu piszę, jestem przecież pogodny i przyjacielski, i zupełnie nie przypominam moich kreacji z internetu. To jest miejsce, w którym można trząść cieniami, wypuszczać balon próbny w depresje, nerwice i lęki.
I chcę, i nie chcę, i boję się, i myli mi się „chcę” i „muszę”. Wszystko jakby muszę, nie wiem czy tego chcę. Boję się, że może niczego nie chcę.
W tej przegadanej, XIX-wiecznej w swoim charakterze książce są też duże pokłady przenikliwości, choć stylistycznie ciężkostrawne. Zaznaczam kilka fragmentów, zakreślam noblowskie błyski. 900 stron to stanowczo za dużo.
Obejrzałem „zaległości” w klasyce filmowej i „zaległości” współczesne i uznałem, że już nie muszę niczego uzupełniać. Mogę oglądać to, na co mam ochotę i mogę myśleć o tym, co mi się żywnie podoba. Nie muszę niczego nadrabiać. A już na pewno nie muszę oglądać netflixowych tępych paskudztw, które udają kontrowersje. A tak naprawdę najchętniej nakręciłbym swój własny film, taki, którego nigdy nie obejrzałem, tylko mój i ze mnie, dla mnie.
Moje włosy szurają mi po karku, dawno tego nie czułem. Są miękkie, gęste i dają się łatwo kształtować. Lubię je, ale to w krótkich wyglądam lepiej.
Przypomina mi się P. i jego zapachy, jego dłonie, najpiękniejsze męskie dłonie.
Przypomina mi się A. i seks.
Słodki ból w sercu.